Herbata bez cukru

Skoro były wakacje, to były i podróże, zwiedzanie nowych miejsc i poznawanie nowych ludzi … lecz na poznawanie i „zwiedzanie” nowych gier akurat w te wakacje czasu nie starczyło. Natomiast sporo rozmawialiśmy o starych grach, a że miejsce, które odwiedziłem w czasie wojaży wakacyjnych temu sprzyjało statystycznie, to i ze „starymi” ludźmi rozmowy te były prowadzone. I co mieli „schorowani emeryci” życia do powiedzenia w temacie gier planszowych ?

Przede wszystkim, że grali. Teraz już nie grają, bo czasy się zmieniły i oni się zmienili, zestarzeli. Ale grali i to dużo. Grali rodzinnie – wielopokoleniowo – i ze znajomymi. Grali przy różnych okazjach i bez okazji, ot dla zabicia czasu. Zapytani w co, odpowiadali ze szczerością: w to co było pod ręką. A pod ręką były w pierwszej kolejności karty, dopiero gdzieś na drugim planie (dla bardziej wytrawnych ówczesnych graczy) szachy, domino czy warcaby. Karty rządziły. I to nie żadne CCG, TCG czy LCG – najzwyklejszy pakiet jednej lub dwóch talii „kart do gry” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Karty) wystarczał do miłego spędzenia czasu przy grze. A w co dokładnie tymi kartami grali moi „ankietowani” ? To już dla nich samych było mniej istotne. Grali w to w co umieli grać lub w to w co ktoś chciał ich nauczyć. Jak trzeba było i było (lub nie było) z kim to grali nawet w wojnę, pana, tysiąca, d#$ę biskupa, a gdzieś w dystyngowanym towarzystwie w brydża.

Niby nic w tym odkrywczego – takie były tamte czasy jeszcze kilkadziesiąt lat wstecz. Ale im dłużej ten temat zajmował moje myśli, poniekąd z braku innego zajęcia wakacyjnego, tym mocniej szokował mnie fakt, że do wspólnej zabawy wystarczało coś tak prostego jak 52 (lub 56) kartoniki bez super unikatowych grafik na każdym oraz dodatkowych akcji, zdolności, cech, funkcji … Przecież ja też przerobiłem powyższe tytuły. Brydża wspominam bardzo miło. Bez gry w te „zwykłe karty” nie wyobrażałbym sobie wielu wakacji wstecz. Było – minęło, ale coś mnie jeszcze gryzie.

Może przedstawię temat inaczej. W moim rozumowaniu doszedłem do wniosku, że kiedyś gry – czy to w karty czy inne – były bardziej popularne i nie szokowały tak przyglądających się z boku, ponieważ aby w nie grać nie trzeba było do każdej z nich dołączać zeszytu z instrukcją i stawać się specjalistą odnośnie danego tytułu – reguły były do opanowania, zapamiętania i przekazania dalej nowym graczom bez konieczności posiłkowania się notatkami.

Drugi wniosek wiąże się z cukrem, który obecnie jest dodawany niemal do wszystkiego w nieograniczonych ilościach. Na marginesie, oświata wypowiedziała otwartą wojnę „dosładzaniu” dzieci w szkołach – dzieci jak to dzieci jakoś by sobie poradziły bez dodatkowych porcji węglowodanów, ale że obecnie szkoła uczy przede wszystkim cwaniactwa, to do planu zajęć mimochodem doszedł po prostu kolejny przedmiot … przemytnictwo. Dziadowie się pod nosem uśmiechają i przyklaskują temu procederowi, toć pociechy od najmłodszych lat partyzantkę ćwiczą, co z tego że na landrynkach …

Wracając do słodzenia, identyczna sprawa z dosładzaniem dzieje się z grami planszowymi. Obecnie wyobraźnię uruchamiam na podstawie tematyki gry, fabuły i historii opisanej zazwyczaj tylko w instrukcji, grafik i ikonek, elementów oraz dodatkowych akcesoriów (o zgrozo, włącznie z telefonami i tabletami). Kiedyś wyobraźnię uruchamiało się by grać ciekawiej, a nawet w grze bo wydanie obfitowało z reguły w aż dwa kolory. To wystarczało i śmiem twierdzić, że dawało więcej radości tym ówczesnym graczom, niż mi dzisiaj ekscytowanie się jakością grafik i drukiem nowo wydanych gier nim jeszcze zdążę w nie zagrać, bo cóż … wtedy często przychodzi rozczarowanie wewnętrzną banalnością współczesności.

Po powrocie ze wspomnianych wakacji i pierwszej pobieżnej lekturze nwesów, recenzji oraz artykułów w temacie planszówek, zaczynam się poważnie zastanawiać czy aby przypadkiem większość z graczy-redaktorów oraz graczy-blogerów nie zapoczątkowała już dawno najbardziej intensywnych, zaawansowanych i prowadzonych z rozmachem na międzynarodową skalę (w nawiązaniu do ESSEN’15) badań nad ilością cukru w cukrze ?! Co gorsza, powoli odkrywam, że większość moich znajomych „od gier” choruje już na zaawansowane stadium cukrzycy planszówkowej !!! Ale bądźcie spokojni, mogę polecić Wam dobrych lekarzy … 🙂